Cyberpunk 2077 – co poszło nie tak?

„Wiedźmin 3: Dziki Gon” sprawił, że studio CD Projekt RED dołączyło do absolutnego, światowego panteonu twórców wybitnych gier komputerowych, a polską firmę przez długi czas od premiery stawiano za wzór pod względem jakości i podejścia do wymagającego klienta, jakim jest zazwyczaj gracz. „Wiedźmin” odmienił komputerowe gry RPG, kładąc nacisk na wiarygodną, dojrzałą narrację i doskonale dopracowany świat przedstawiony, a jego śladem zaczęły podążać nawet te marki, które już wcześniej cieszyły się wielką popularnością z Assassin’s Creed na czele. Po premierze obu dodatków fabularnych do trzeciej części przygód Geralta logicznym stało się zadanie pytania: co dalej? Uważni gracze i inne osoby zainteresowane branżą gier mogły mieć tego świadomość już dużo wcześniej, ale właściwy szał rozpoczął się na początku 2018 roku, kiedy na pewnym koncie na Twitterze pojawiła się wiadomość o treści „*beep*”.

Od dark fantasy po cyberpunk

Owo konto nosiło oczywiście nazwę „Cyberpunk 2077”. CD Projekt RED pochwaliło się koncepcją tej gry już sześć lat wcześniej, a w 2013 roku doczekała się ona działającego na wyobraźnię teasera, po którym jednak zapadła całkowita cisza – po części z uwagi na produkcję, a po części z uwagi na to, że większość mocy przerobowych skierowano mimo wszystko na ukończenie trzeciej części „Wiedźmina”. Pierwsze szczegóły dotyczące tej gry sugerowały przede wszystkim ogromną skalę rozgrywki i zatrzęsienie rozmaitych możliwości, dopracowanie wielkiego świata przedstawionego pod najdrobniejszymi szczegółami i nieliniową, niebanalną fabułę, która w przeciwieństwie do historii fantasy ze świata Andrzeja Sapkowskiego była znacznie bardziej intymna. Studio podjęło też współpracę z kolejnym po Sapkowskim pisarzem: Mike Pondsmith, twórca uniwersum Cyberpunka, bardzo chętnie zaangażował się w proces produkcji gry jako konsultant i aktywnie uczestniczył w procesie promocji, kiedy w 2018 roku CD Projekt RED zaczęło nieco odważniej dzielić się szczegółami dotyczącymi rozgrywki i świata przedstawionego.

Po sześciu miesiącach studio zaprezentowało właściwy trailer gry na branżowej imprezie E3, a napięcie związane z oczekiwaniem na premierę wzrosło już do granic możliwości. Zapowiedź wyglądała obłędnie i obiecywała niezwykle dojrzałą historię opowiedzianą w spowitym brutalnością świecie, bardzo drastycznie zrywającym ze standardami znanymi z poprzednich gier studia. Miasto w „Cyberpunk 2077” miało być niezwykle żywe, tłumne, miało pełnić rolę bohatera w podobnym stopniu, w jakim robiły to inne postacie tej historii. Wszystko zmierzało do zejścia na ziemię prawdziwego mesjasza gier komputerowych, który całkowicie odmieni oblicze branży i zaprezentuje jakość, której wcześniej nie sposób było uświadczyć.

Kolejna impreza E3, która miała miejsce w połowie 2019, przyniosła bombę, która jeszcze bardziej napompowała balon oczekiwań. Na owym evencie pokazano bowiem kolejny, bardzo klimatyczny i nastawiony na historię trailer produkcji, który uświetnił swoją twarzą sam Keanu Reeves – okazało się wtedy, że ten niezwykle popularny i sympatyczny aktor wcieli się w jedną z głównych ról w tej grze. Na tym etapie CD Projekt RED wspiął się już na absolutne wyżyny sztuki marketingu – trudno powiedzieć, czy cokolwiek w procesie promocji „Cyberpunk 2077” dało się zrobić lepiej. Podniosłego nastroju oczekiwania nie zdołały zabić nawet liczne opóźnienia daty premiery, które sprawiły, że gra ostatecznie miała wyjść w grudniu 2020 roku.

Piękna katastrofa

Po kilku godzinach rozgrywki gracze zaczęli dzielić się w internecie pierwszymi opiniami – okazało się, że pomimo niezwykle optymistycznych recenzji, gra jest pełna błędów i wybrakowana pod wieloma względami; względami, którymi naturalnie chwalono się podczas długiego okresu promocji gry. Błędy w dniu premiery oczywiście nie są niczym nowym, a w dzisiejszych realiach gracze biorą je w grach wraz z dobrodziejstwem inwentarza, bo są one sprawnie naprawiane za pomocą odpowiednik aktualizacji i łatek. Problem polegał na tym, że gra była przez te błędy wręcz niegrywalna – wersje gry na PS4 i Xbox zdumiewały nagromadzeniem różnego rodzaju komplikacji, które rozgrywkę albo utrudniały, albo uniemożliwiały, a w dodatku produkcja chodziła na tych maszynach bardzo opornie, mimo że przed premierą zapewniano, że różnic między PS5 a PS4 i Xbox Seriex X a Xbox One nie będzie zbyt wiele.

Im dalej w las, tym szybciej stawało się jasnym, że twórcy nie będą w stanie się wykpić obietnicą szybkiej naprawy – gra w ogromnej mierze nie dostarczała tego, co zostało wcześniej zapowiedziane, a rzesze graczy poczuły się po prostu oszukane i zaczęły domagać się zwrotów. Bezprecedensowość całej sytuacji podkreśla fakt, że Sony zdecydowało się wycofać tytuł ze sprzedaży w PlayStation Store do czasu wyjaśnienia nieporozumień – o skali dramatu świadczy najlepiej to, że nawet „Fallout 76”, który również zawiódł wszelkie oczekiwania i raził krytycznymi błędami, nie wycofano na żadnym etapie ze sprzedaży.

Kolejne dni od premiery ujawniają wiele faktów, którymi CD Projekt RED nie raczył pochwalić się przed premierą – koncepcja gry wielokrotnie była modyfikowana, pojawiały się konflikty między kadrą menadżerską, a szeregowymi pracownikami, a w ostatnim okresie produkcji wszyscy musieli harować w pocie czoła po kilkanaście godzin dziennie, łącznie ze świętami, by zdołać dostarczyć ten tytuł na czas. Okazało się również, że CDP zupełnie świadomie nie dostarczyło do recenzji wersji gry na PS4 i Xbox – zdawało sobie bowiem sprawę ze skali katastrofy i nie chciało się z nią wcześniej afiszować. Kryzys jest na ten moment naprawdę poważny, a oszukani czują się już nie tylko gracze, ale i marki żywo współpracujące z CD Projektem – oczywistą dezaprobatę wyraziło przede wszystkim Sony, jeszcze silniej powiązany z „Cyberpunkiem” Microsoft najpewniej również będzie musiał jakoś zareagować, a w Polsce inwestorzy grożą wręcz pozwami sądowymi za wprowadzanie w błąd zmierzające do osiągnięcia korzyści majątkowych przez zarząd firmy.

„Wake up, Samurai!”

Prawda jest taka, że CD Projekt RED znalazło się obecnie w sytuacji, która mogłaby po prostu zmieść tego giganta z rynku, gdyby wszystko potoczyło się najgorzej, jak to tylko możliwe – Sony, Microsoft i polscy inwestorzy mogliby na drodze sądowej wyegzekwować adekwatną karę za wprowadzenie wszystkich w błąd. Taki scenariusz, który byłby jednak najczarniejszym z możliwych, raczej się jednak nie wydarzy – najprawdopodobniejszą ścieżką rozwoju wydarzeń jest posypanie głowy popiołem przez polskie studio i mozolny proces naprawy gry, który zakończy się tak, jak miało to miejsce w przypadku „No Man’s Sky” i „Fallout 76”. Społeczność graczy pokazała już, że wybaczać potrafi, ale nieskazitelny wizerunek CD Projekt RED na rynku doczekał się skazy, której Polacy nie usuną najpewniej przez długie lata. „Cyberpunk 2077”, zamiast stać się mesjaszem gier komputerowych, stał się obecnie memem i symbolem niespełnionych oczekiwań i jawnych kłamstw. Jest to z pewnością cenna, choć bardzo bolesna, lekcja pokory dla kadry zarządzającej produkcją gry, która teraz najpewniej będzie miała okazję do przemyśleń na temat tego, co w organizacji pracy nie zagrało.